Szukaj...

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 4

- Stefan...- wyszeptała Katherine. Cała złość, gniew, smutek wszystko to zniknęło w chwili gdy go zobaczyła. Nagły napływ spokoju ogarnął jej umysł. Od dawna nie czuła się tak dobrze. Wizja rzucenia mu się w ramiona wydawała jej się jeszcze bardziej prawdopodobna. Gdy tak stał wyglądał tak... dobrze.
- Jadę do Caroline.- powiedział zdecydowanym głosem wyraźnie ignorując przy tym obecność dwóch piękności.
- To super. Może zabierzesz jedną z nich?- zapytał Damon, a dziewczyny spiorunowały go wzrokiem na co on posłał im ten typowy arogancki uśmieszek.
- Raczej nie.- odparł podchodząc do stolika z alkoholem.- To twoje ulubione zajęcie.- mówiąc to zapełniał szklankę burbonem. Katherine przewróciła oczami. Poczuła się urażona. On mówił o niej jak o rzeczy, przedmiocie, który można wykorzystać. Jednak zignorowała to tylko dlatego, że powiedział to Stefan. Co się z tobą dzieje, usłyszała przerażony głos podświadomości. Jesteś Katherine Pierce, pamiętaj o tym!- Dziś są twoje.- dodał robiąc łyk alkoholu. Katherine czuła, że wewnętrzny spokój powoli ją opuszcza. Jednak ostatkiem sił przywoływała jego ciepły uśmiech.
 - Dobre sobie.- odezwała się w końcu Rebekah. Była nie tyle co zła, ale rozbawiona. Ta rozmowa przypominała jej codzienną wymianę zdań z Klausem.- Ale powiedziałeś, że jedziesz do Caroline, tak? To dlaczego nadal tu jesteś?- zapytała podchodząc do niego wolno.
- Wiesz... Od chwili gdy tu jestem dręczy mnie jedno pytanie. Co wy dwie tu robicie?
- Trafna uwaga.- wtrącił się Damon dopijając już chyba 3 szklankę burbonu.
- Mówiłam ci, zamknij się!- wrzasnęła Katherine i w jednej sekundzie wszyscy przenieśli na nią wzrok. A ona tylko uśmiechnęła się dumnie. Jak zwykle w centrum uwagi, usłyszała głos podświadomości.
 - Co?- Katherine przewróciła oczami. Była coraz bardziej wściekła, ale uporczywie przywoływała delikatny, ledwie widoczny uśmiech Stefana.
- Jesteś zbyt ciekawy.- powiedziała Rebekah posyłając mu uśmiech.- To może cię wiele kosztować.- dodała, a w jej oczach pojawiła się żądza mordu. Miała naprawdę dosyć użerania się z facetami. Byli zbyt ciekawi, głupi, a co gorsza przystojni. Jak Damon, pomyślała. Jest seksowny, ale głupi.
- Zabijesz mnie?- zapytał łagodnie. Katherine momentalnie spojrzała na Stefana, który wyglądał nadzwyczaj poważnie. W jej głowie pojawiła się panika. I strach. Te dwa uczucia opanowały jej umysł. Zapomniała o Damonie, księdze i innych sprawach. Widziała tylko Stefana i mierzącą go wzrokiem Rebekę. Od wieków nie bała się tak bardzo o kogoś innego poza sobą.
- Z wielką przyjemnością.- powiedziała. I nagle wszystko potoczyło się tak szybko. W jednej sekundzie Rebekah ruszyła w kierunku drewnianego krzesła, oderwała kawałek, który wyglądał jak idealnie wyostrzony kołek i przygwoździła Stefana do ściany. Nad jego głową, dokładnie kilka centymetrów od twarzy trzymała kołek. Stefan patrzył zdezorientowany to na Rebekę, to na Damona aż jego wzrok zatrzymał się na Katherine. Spojrzał jej głęboko w oczy i zobaczył w nich... Strach, przerażenie.- Chcesz coś jeszcze powiedzieć?- zapytała rozbawiona. Katherine poczuła nagłą falę złości. Nie mogła zrozumieć co się z nią dzieje. Jestem Katherine Pierce, tak? Powinnam to zignorować, tak? W jej głowie pojawiło się tyle myśli, a wszystkie sprowadzały się do jednej. Stefan Salvatore.
- Niee!- wrzasnęła i w nadzwyczajnym tempie znalazła się tuż obok Rebeki. Złapała ją i odrzuciła na drugi koniec pokoju, prosto na regał pełen książek. Kilka z nich, na skutek upadku spadło i uderzyło wprost na Rebekę, która otumania próbowała się podnieść. Katherine spojrzała na Stefana, który patrzył na nią pełen zdziwienia. I dopiero teraz dotarło do niej co tak naprawdę. To źle... Przegrałam... Naprawdę to zrobiłam. Uratowałam go... myślała załamana.  Kiedy znów na niego spojrzała jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Katherine poczuła jak jej serce łamie się na kawałki. Nie mogła tego znieść. Chwilę później zniknęła za drzwiami. Stefan wypuścił powietrze z płuc.
- Katherine Pierce właśnie uratowała ci życie.- powiedział Damon z uznaniem.- Myślisz, że zrobiła to dlatego, że nadal cię kocha czy po prostu to część jej "szatańskie planu"?- zapytał, a ostatnie dwa słowa wypowiedział z wyraźnym rozbawieniem w głosie.
- Naprawdę to niej mój problem.- odparł cicho.- Lepiej zajmij się rozwścieczoną pierwotną.
- Dlaczego wszystko co najgorsze zawsze przytrafia się akurat mi?- zapytał znudzonym głosem Damon.
- Bo tylko ciebie nie zabije.- powiedział i wolnym krokiem zmierzał w stronę drzwi.
- Zabawne, bo wszystkie kobiety, z którymi spałem zawsze wolały ciebie.- odparł robiąc łyk bourbonu.
- Może coś w tym jest.- rzucił Stefan po czym zniknął za drzwiami.
***
Katherine biegła, gdzieś w głąb lasu, z dala od ludzi. Chciała uciec przed sobą, przed uczuciem jakim go darzyła. Ale nie mogła. Wspomnienie jego zielonych oczu nie dawało jej spokoju. Jeszcze gorsze było jego spojrzenie. Obojętne, chłodne... Pełne nienawiści i obrzydzenia. W głowie Katherine pojawiła się myśl: gdyby wzrok mógł zabijać. I to zabolało ją najbardziej. Czy aż tak mnie nienawidzi, zadawała sobie to pytanie chyba po raz setny. Tak. Nienawidzi cię najbardziej ze wszystkich. I nigdy więcej  nie pokocha. Własna podświadomość sprowadziła ją na dno. W końcu zatrzymała się. Zmęczona oparła się o drzewo.
- Nie zasługuję na bycie kochaną.- wymamrotała i osunęła się na ziemię.- Jestem żałosna.
***
Damon właśnie kończył ostatnią butelkę burbonu kiedy usłyszał jakiś szelest. W mgnieniu oka zorientował się, że owe hałasy wydaję Rebekah dlatego zignorował to i wrócił do wolnego sączenia alkoholu.
- Nawet mi nie pomożesz, nie?- zapytała Rebekah odgarniając książki na bok.
- Sama radzisz sobie doskonale.- odparł posyłając jej drwiący uśmieszek na co ona przewróciła oczami.- W dodatku lubię patrzeć jak jesteś na dole. - dodał śmiejąc się cicho. Rebekah chwyciła jedną z książek i rzuciła w Damona.
- Zabawne. Ile dziś wypiłeś?- zapytała powoli podnosząc się.
- Tylko tyle...- wymamrotał, a Rebekah wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś pijany.
- A ty wściekła. I do tego seksowna- powiedział nalewając dosłownie ostanie krople burbonu do szklanki.
- Nie wysilaj się. Lepiej od razu powiedz, że chcesz mnie przelecieć.- odparła zabierając z jego ręki szklankę.Damon spojrzał na nią, a jego niebieskie oczy poraziły ją swoim magnetyzmem.
- Seks z pierwotną to czysta przyjemność.- powiedział z uśmiechem. Sekundę później ich usta były już złączone.
- Jak zwykle... taki aroogancki.- wykrztusiła z siebie.
- Oszczędziłem zbędnych komplementów tak, jak sobie zażyczyłaś.- odparł i nawet gdy się całowali Rebekah potrafiła wyobrazić sobie jego drwiący uśmieszek.
- I tak nie wiedziałbyś co dalej mówić.
- Masz rację. Trudno opisać cię kilkoma słowami.- Rebekah posłała mu przelotny uśmiech po czym jednym ruchem przygwoździła do ściany.

***
 Katherine próbowała się uspokoić. To wszytko zmęczyło ją. Dopiero czując głód jej umysł powoli oczyszczał się z tych wszystkich przygnębiających myśli. Ale to nie koniec, myślała. Jestem Katherine Pierce zawsze dostaję to czego pragnę. Nic i nikt nigdy mnie nie powstrzyma. Zdobędę go. Choćby miało mnie to zabić Stefan Salvatore będzie mój. Po chwili wstała dumnie i dłońmi poprawiła swoje ubranie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystko znacznie się skomplikowało. Zwłaszcza, że jej dzisiejszy "pokaz" był idealną prezentacją własnych słabości. Ta myśl nieco ją zasmuciła jednak nie dawała za wygraną. Nawet ty masz słaby punkt, usłyszała cichy głosik podświadomości. Jednak nie ma sytuacji bez wyjścia, pomyślała dumnie. Pokaże im co jest naprawdę szalone. Zniszczę wszystko co stanie na mojej drodze. Pokaże im, że nie warto ze mną zadzierać. Udowodnię, że Stefan Salvatore nic dla mnie nie znaczy. Będę obojętna i bezwzględna. Będę sobą.
 - Jestem Katherine Pierce. Ja nigdy nie przegrywam.
______________________________
W końcu jest! Niestety tak późno, ponieważ nie miałam przez kilka dni internetu i brakło mi czasu z powodu ciągłe biegania od sklepu do sklepu za zeszytami do szkoły. Ech... Właśnie dziś niedziela. Jejku nie wierze, że jutro trzeba iść do szkoły. To jakiś koszmar! Boże... Za co? Myśle, że sam rozdział nie jest najgorszy, nawet okej. Następne rozdziały postaram się dodawać raz w tygodniu. Nie wiem jak to będzie w roku szkolnym, ale na pewno będę prowadziła bloga ;) Życze miłej i dłuuuuuuuuugiej niekończącej się niedzieli. Dziękuje za komentarze :) Do następnego ;*

niedziela, 24 sierpnia 2014

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do LBA. Na początku chciałabym wszystkim podziękować za czytanie mojego bloga, komentarze, które są naprawdę wielkim wsparciem i motywatorem do dalszych działań. Kocham Was!
Krótko o LBA:
Nominacja Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera  w ramach uznania
za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie
obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody,
należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cie nominowała.
Następnie ty nominujesz 11 osób, informujesz ich o tym oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
Agata Salvatore-  dziękuje za Twoją nominację
Pytania zadane przez Agatę:
1. Jakie miejsce zawsze chciałeś/aś odwiedzić?
No cóż... Zawsze chciałam polecieć do Los Angeles. To miasto jest pełne ciekawych miejsc i sławnych osób w tym samego Justina Biebera! Haha to chyba z tego powodu tak mnie tam ciągnie.
2. Wolisz gdy w opowiadaniu jest więcej opisu czy, dialogu?
Myślę, że opis jest bardzo ważny. Opisując jakąś sytuację przekazujemy czytelnikowi dokładne przemyślenia, uczucia i emocje bohatera. Jeśli chodzi o dialog. Sądzę, że jest równie ważny jak opis. Wprowadza humor i jest też częścią opowiadania, które chyba byłoby lekko bezsensu bez dialogu.
3. Ulubiony projektant mody?
Oj w tym to specjalnie się nie orientuję, ponieważ nie interesuje się zbytnio "światem mody" na tyle.
4. Co jest ważniejsze: intelekt czy uroda?
Chyba raczej intelekt. Jak mówią uroda nie idzie w parze z rozumem, ale myślę, że każdy z nas jest na swój sposób piękny więc zdecydowanie intelekt.
5. Ulubiona książka+ dlaczego właśnie ta?
"Pamiętniki wampirów" kocham tą książkę. Nie ma chyba lepszej powieści niż ta. Po prostu coś pięknego. Od chwili gdy zaczęłam ją czytać zakochałam się w Stefanie... Mm te cudowne zielone oczka, kocham go! Jest pisana w taki sposób, że aż trudno się oderwać. Ponadto pojawia się ten dreszczyk emocji, chwilami nawet bałam się czytać tej książki haha. W dodatku jest tam Stefan! 
6. Idealne miejsce na oświadczyny?
Hm... Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale myślę, że miejsce jest bez znaczenia. Ważne by ta osoba była odpowiednia. Justin mógłby zrobić to gdziekolwiek haha.
7. Czego się boisz najbardziej?
Samotności. Tego, że któregoś dnia wszystko może się zawalić. Tego, że jeśli upadnę nie dam rady się podnieść. Bólu, smutku... Że pewnego dnia moi przyjaciele się odwrócą... Że coś stanie się Justinowi, że nagle zniknie albo zrobi coś naprawdę głupiego... Boje się, że kiedyś ostro pożałuje za wszystko co zrobiłam nie tak... Chyba życie mnie przerasta.
8. Gdzie chciałbyś/abyś zamieszkać w przyszłości? 
Planuje studia w Poznaniu, więc pewnie zostałabym tam lub wyjechała do Ameryki, do Los Angeles.
9. Potrafisz wybaczyć zdradę?
Jeszcze nie miałam do czynienia z jakąkolwiek zdradą więc nie wiem, ale raczej w to wątpię. Po tym nigdy nie byłoby jak dawniej.
10. Gdybyś mógł/mogła zmienić jedną rzecz na świecie, co to by było?
Pewnie wiele osób powiedziałoby, żeby zapanował pokój na świecie, ale ja jestem egoistką więc chciałabym by moje kochanie nigdy nie poznało Seleny Gomez, by to wszystko, cały ten ból jaki czuł przez pannę (rozkapryszoną, wredną, pustą, egoistyczną, kłamliwą, bezwzględna, sukowatą i mogłabym tak dalej) Gomez zniknął, by ludzie widzieli jaki Justin jest naprawdę, by nie postrzegali go jako rozkapryszonego dzieciaka z Kanady, który od nadmiaru pieniędzy oszalał. Chciałabym, żeby nigdy więcej nie doświadczył takiego bólu i rozczarowania jakim była Selena Gomez. 
11. Jakie opowiadanie czytasz najczęściej?
Z reguły są to opowiadania dotyczące TVD, TO i Justina Biebera. Kocham czytać te Fan Fiktion. Człowiek ma bogatą wyobraźnie. Fajnie wiedzieć to jego oczami. Jak mówiła moja była polonistka w opowiadaniu to my jesteśmy Panami, my mówimy co ma się wydarzyć. Jeśli chodzi o jakieś konkretne gatunki to są to fantasy, takie typowe książki młodzieżowe, historyczne i no Fan Fiktion oczywiście. 
Lista blogów, które nominuję:
Pytania:
1. Dlaczego zaczęłaś/eś prowadzić bloga, jaki był tego powód?
2. Jakie masz plany na przyszłość?
3. Czy masz jakiegoś idola, osobę na, której się wzorujesz?
4. Co robisz w wolnym czasie?
5. Co czujesz gdy czytasz komentarze na swoim blogu?
6. Czy żałujesz czegoś w swoim życiu?
7. Jeśli mógłbyś/abyś zmienić coś w świecie co by to było?
8. Co sądzisz o Justinie Bieberze?
9. Jakie opowiadania czytasz?
10. Gdybyś miał/a 3 życzenia czegoś byś sobie zażyczył/a ?
11. Co jest ważniejsze: miłość czy przyjaźń?
_____________________________
Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację nigdy bym się tego nie spodziewała. Ale niestety nie mogłam znaleźć aż 11 blogów, ponieważ koleżanka, która mnie nominowała akurat nominowała  jeszcze te, które czytam więc brakło pomysłów ech... Tak więc zobaczymy się już niedługo w przyszłym tygodniu ;) Do następnego kochani :*

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 3

- Rozumiem, że teraz będziesz mnie ignorował?- zapytała wściekle. Klaus nawet na nią nie spojrzał. Był pochłonięty pracą nad następnym obrazem.
- Siostro...- zaczął swoim łagodnym głosem. Rebekah zrobiła krok w jego kierunku.- Widzisz, że jestem zajęty. Nie mam czasu na twoje rozterki sercowe.- Rebekah skrzywiła się i zażenowana przewróciła oczami. Już miała coś mówić kiedy nagle usłyszała dźwięk telefonu. Odwróciła się i w nadzwyczajnym tempie znalazła się w salonie. 
- Rebekah... Mamy problem.- usłyszała w słuchawce głos Katherine.
- Katherine? Co się dzieje?
- Jestem w Mystic Falls, musisz coś zobaczyć.
- Coś się stało?- zapytała niepewnie.
- Powiesz mi gdy to zobaczysz.- Rebekah westchnęła ciężko i nerwowo zaczęła chodzi po pokoju.
-Jasne. Spotkamy się..
- W pensjonacie Salvatorów.- dokończyła za nią pewnym głosem.
- Okej. Do zobaczenia za godzinę.- powiedziała Rebekah uśmiechając się delikatnie.
- Do zobaczenia.
Rebekah wróciła do pokoju, w którym Klaus bawił się w malarza i ze szklanego stolika chwyciła kluczę od auta. Rozejrzała się i ledwie doszła do progu drzwi ponownie usłyszała Klausa.
- Dokąd się wybierasz siostro?- zapytał, a jego ton głosu był nadzwyczaj obojętny.
- W odróżnieniu od ciebie ja mam przyjaciół.- powiedziała obracając się w jego stronę. Klaus prychnął rozbawiony.
- Och Rebekah daj spokój.- odparł sięgając po następny pędzel.- Nie wmówisz mi, że polubiłaś Elenę.- Rebekah pełna złości spojrzała na Klausa. On jak nikt był tym, który doskonale potrafił wyprowadzić ją z równowagi w zaledwie kilka sekund.
- Czy cały świat zawsze musi kręcić się wokół Eleny Gilbert?- krzyknęła zirytowana na co Klaus wybuchnął śmiechem.
- Jak dotąd adorują ją wszyscy.- powiedział spokojnym głosem.- Nie możesz być inna.- dodał tym razem zerkając na nią kątem oka.
- Lubię być oryginalna. - odparła uśmiechając się sztucznie. Klaus kiwnął głową i znów zwrócił się do niej tym samym spokojnym i opanowanym głosem.
- I jesteś. Jedyna w swoim rodzaju siostrzyczko.- rzekł posyłając jej delikatny uśmiech. Rebekah zaśmiała się cicho.
- Próbujesz być miły?
- Przecież wiesz, że zawsze zależało mi na twoim szczęściu.- Rebekah przewróciła oczami. Zdecydowała nie rozpoczynać żadnej awantury na temat "jej szczęścia" jak ujął to Klaus. Każdy postrzega świat inaczej, usłyszała swoją podświadomość. On już taki jest, przecież doskonale go znasz.
- Szkoda, że nigdy nie zrozumiałeś czym było dla mnie szczęście.
- Chroniłem cię przed bandą chłoptasiów, którzy kochali tylko twoje bogactwo.- powiedział lekko zdenerwowany. Zdawało się, że coraz częściej patrzy prostą na nią.
- Klaus koniec!- wrzasnęła, a on w mgnieniu oka obróciła się w jej stronę patrząc prosto w oczy.- Wychodzę nieważne gdzie.
- Baw się dobrze siostrzyczko.- powiedział uśmiechając się. Był to uśmiech jakim rzadko obdarowywał innych. Szczery i pełen szczęścia. Rebekah zatrzepotała teatralnie rzęsami i szybko odwzajemniła jego serdeczny uśmiech.
- Do zobaczenia później.- powiedziała, a Klaus tylko kiwnął głową i ponownie wrócił do swojego zajęcia.
***
Katherine czuła się fatalnie. Była obolała, zmęczona, a przede wszystkim głodna. Zastanawiała się co powinna zrobić. Nie zamierzała zostawić tego miejsca, ale również nie miała ochoty tkwić w tej uliczce resztę dnia. Zdecydowała uwiecznić owe symbole na zdjęciach. Były chyba wszędzie. Jednak to, co przykuwało największą uwagę budziło niepokój nawet u Katherine. Miejsce w, którym leżała wyróżnia się szczególnie. Coś na kształt wielkiego trójkąta z ogromnym kołem w środku. A po prawej Alfa i Omega- symbol początku i końca. Tylko tyle rozumiała. Reszta przypominała masę bazgrołów.
Zrobienie dokładnych zdjęć zajęło jej więcej niż kwadrans. Jednak uporała się z tym co bardzo ją ucieszyło. Była głodna. Pragnęła krwi jak nigdy. Dlatego dłońmi przeczesała włosy, tak by wyglądały naturalnie i pewnym krokiem ruszyła w stronę drogi.
Ulice jak zwykle były pełne. Katherine rozglądała się uważnie szukając kogoś kto odpowiadałby jej standardom. W końcu, po dłuższej chwili dostrzegła jakiegoś chłopaka. Wydawało jej się, że gdzieś już go widziała. Tak. To był chłopak z baru, ten, który śmiał pomylić ją z Eleną. Idealnie, pomyślała i udała się w jego kierunku. Stanęła na wprost niego i patrzyła uśmiechając się radośnie. Po chwili dłoń zacisnęła na jego szyi i w niewiarygodnym tempie znalazła się w małej uliczce. Przycisnęła go do ściany kiedy nagle chłopak odezwał się.
- Elena co ty wyprawiasz?- wrzasnął, a jego głos przypominał błaganie. Natomiast Katherine poczuła jeszcze większy gniew. Samo słowo "Elena" doprowadzało ją niemalże do szału.
- Zamknij się! Jestem głodna.- powiedziała po czym zatopiła w nim zęby.
W drodze do pensjonatu pożywiła się jeszcze kilka razy. I dopiero wtedy poczuła, że wszystko w porządku. Choć musiała przyznać, że to dziwne. Nawet jak na nią to zbyt wiele. Wiedziała, że coś jest nie tak. Inaczej nie zjadłaby dziś 5 osób! Jednak nie o nich się martwiła. Ludzie byli dla niej zupełnie obojętni. Bardziej martwiło ją swój ogromny apetyt i żądza krwi.
***
Rebekah zapukała do drzwi raz, drugi, ale dopiero za trzecim razem otworzył jej Damon.
- Oo seksowna pierwotna.- powiedział Damon lustrując ją wzrokiem. Rebekah przewróciła oczami.
- Nie przyszłam tu dla ciebie.- rzuciła chłodno po czym odepchnęła go na bok i weszła do środka.
- Jasne, możesz wejść.- wymamrotał pod nosem i ruszył za nią.
Rebekah pewnym krokiem zmierzała do salonu. Nie miała ochoty na rozmowę z Damonem, Stefanem czy jakimkolwiek innym facetem. Męczyło ją mieszkanie z Klausem. Był strasznie uciążliwy i denerwujący. Znosiła go, ponieważ Elijah nadal wierzył, że on się zmieni. Ale było coś jeszcze. Kochała go, w końcu byli rodzeństwem. I doskonale wiedziała, że nigdy nie będzie inaczej. Kiedy tak o tym myślała wróciło masę wspomnień z dzieciństwa. Ale z przemyśleń wybudził ją głos Damona.
- Napijesz się?- zapytał, a ona diametralnie przeniosła na niego wzrok. W takiej pozycji wyglądał naprawdę kusząco. I jeszcze te oczy, pomyślała co za spojrzenie.
- Z chęcią.- odparła uśmiechając się.- Gdzie jest Katherine?
- Katherine? Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?- zapytała nie ukrywając zdziwienia. Damon zbliżył się do stolika z alkoholem i nalał sobie następną szklankę burbonu.
- Ostatni raz widziałem ją wczoraj wieczorem w Grillu. Zapytaj Stefana.- powiedział robiąc spory łyk płynu.- Barbie jest na niego wściekła.- dodał, a jego głos zniżył się do szeptu.- Podobno wyrzucił ją z domu.- Damon przyłożył swoją dłoń do ust i wyglądało to tak jakby zdradzał jakiś sekret wagi państwowej. Rebekah roześmiała się cicho.
- Zdaje mi się, że ten alkohol powoli zaczyna ci szkodzić. Zamieniasz się w plotkarę, a to źle.- odparła siadając na kanapie.
- Oj nie przesadzaj. Po prostu się o niego martwię, jak bart o brata. Chyba to rozumiesz, nie?
- No jakoś nie bardzo. Zwłaszcza, że ty nie martwisz się o nikogo poza sobą. I Eleną oczywiście. Bo przecież święta Elena Gilbert jest zawsze niewinna, bezbronna i poszkodowana.- powiedziała dopijając burbon. Nienawidzę jej, pomyślała wściekle i dłoń, którą trzymała na szklance zacisnęła tak bardzo, że szkło pękło.- Suka.- wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jednak powiedziała to szeptem, prawie niesłyszalnym dla innych.
Nagle usłyszała trzask drzwi. Przeniosła wzrok w kierunku dźwięku i spostrzegła w progu pokoju Katherine, która uśmiechała się zajadle. Westchnęła i z uśmiechem na twarzy zmierzała w jej stronę.
- W końcu jesteś! Damon jest jak zwykle denerwujący.- powiedziała obejmując ją. Pierwszy raz od kilku lat miała przyjaciółkę, której mogła ufać. Co prawda kiedyś, nie przepadała za Katherine. Ale dziewczyny muszą trzymać się razem, pomyślała. Zwłaszcza, że Katherine jest jedną z osób, która również nienawidzi Eleny. Może wspólna nienawiść zbliżyła nas do siebie? Usłyszała swoją podświadomość. Jesteśmy takie same. Bezwzględne, nieobliczalne, silne i... nieśmiertelne dodała po chwili namysłu. Idealne.
-(Damon odchrząknął) Nie zapominaj, że ja nadal tu jestem. Poza tym to wy jesteście w moim domu. A właśnie od kiedy wy dwie przyjaźnicie się?
- Damon... Jak zwykle dużo mówisz.- zaczęła Katherine powoli zbliżając się do niego.-
 Za dużo. Jeśli się nie uciszysz, to ja uciszę cię na wieki.- powiedziała balansując dłonią po jego policzku. I kiedy zupełnie przypadkiem spojrzała w jego niebieskie oczy odczuła dziwną pokusę by zostać jeszcze chwilę. Jego spojrzenie było zgubne. A ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. I choć kilka razy utonęła w tej niebieskości nadal nie potrafiła opanować się pokusie jego wzroku. Był jak magnez.
- Grozisz mi?
- Potraktuj to jako dobrą radę starej przyjaciółki.
- Przyjaciółki? Chyba raczej nieobliczalnej wampirzycy, która wpada w szał gdy zrobisz coś nie po jej myśli.
- To bez znaczenia.- wtrąciła się Rebekah- Po prostu się zamknij.
Damon westchnął i po chwili zniknął gdzieś za drzwiami. Katherine podeszła do stolika z alkoholem i nalała sobie do szklanki otwartej wcześniej tequili.
- A więc co chciałaś mi pokazać?
- Najpierw musisz mnie posłuchać. Wczoraj wieczorem wracałam z Grilla. Wszystko było w porządku do momentu gdy pojawiła się mgła.
- Mgła?- powtórzyła niepewnie Rebekah.
- Tak. Pojawiła się znikąd. Chwilę później zjawiła się czarownica. Wyglądała jak zahipnotyzowana. Zaczęła bredzić coś po łacinie aż nagle pojawił się błysk. Coś uderzyło we mnie z siłą tak ogromną, że upadłam po drugiej stronie ulicy. Reszty nie pamiętam.- kiedy skończyła spragniona łapczywie dopiła alkohol. Natomiast Rebekah siedziała w miejscu, nieruchoma. Wyglądała na zamyśloną i wyraźnie przejętą.
- Okej... A pamiętasz może jak wyglądała ta czarownica? Nie wiem coś szczególnego?
- Nie. Prawie jej nie widziałam. To światło paliło mnie w oczy. Wracając do tego. Kiedy się obudziłam zobaczyłam to.- powiedziała i dała jej telefon.
Rebekah uważnie przyglądała się znakom jednak niewiele z nich rozumiała. Były dość niewyraźne i jakby pisane od tyłu co dodatkowo ją zdziwiło.
- Znam to pismo. To znaczy znam, ale teraz... no cóż nie pamiętam zbyt wiele. Poza tym są zapisane w złej kolejności. To bezsensu. Choć w sumie...
- Ale co to dokładnie jest?
- Pismo jakim posługują się wiedźmy. Moja matka ma księgi pełne zaklęci zapisane właśnie w ten sposób.
- Dlaczego? Zaklęcia są przecież po łacinie, tak?- zapytała niepewnie Kat. Czuła się lekko zdezorientowana. Nie bardzo rozumiała jaki to sens tworzyć specjalny język dla czarownic. Przecież niewiele osób zna łacinę. Poza tym to pierwsza rzecz, która od dłuższego czasu naprawdę ją zdziwiła.
- Większość tak. Jednak moja matka była pierwszą czarownicą, w dodatku bardzo potężną czarownicą jak się okazuje. Stworzyła ten język by zaklęcia, te potężne i niebezpieczne nie wpadły w niepowołane ręce. Zawsze powtarzała mi, że ludzie są zbyt ciekawi, zbyt chciwi. To służyło za coś w rodzaju blokady.
- Ktoś poza Esther znał ten język?
- Jedna osoba. Zawsze znała go jedna osoba. Był przekazywany z pokolenia na pokolenie tak by nie odszedł w zapomnienie.
- Czyli jest szansa, że gdzieś na świecie jest osoba, która go zna?
- No tak, choć wątpię, że owa osoba byłaby w stanie przyjechać akurat do Mystic Falls. To kobiety, które są w wieku babci Eleny. Znajomość tego języka jest bezużyteczna gdy nie masz księgi czarów Esther. Jeśli chodzi o samą książkę wiedźmy nigdy nie były w jej posiadaniu. Ona to tylko legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie.
- Skąd tyle o tym wiesz?- zapytała Katherine. Cała ta sprawa wydawała jej się znaczenie bardziej podejrzana niż kilka minut wcześniej. Nigdy nie obawiała się niczego. Nikt nie mógł jej zaszkodzić. Z wyjątkiem czarownic. One mogły zaszkodzić każdemu kto naruszyłby ich wolę. Dlatego Katherine trzymała się od nich z dala. To wszystko zaniepokoiło ją tak bardzo, że jedyne na co miała ochotę to wtulić się w ramiona Stefana. Strach zmieszał się z bólem, który pojawił się na samo wspomnienie jego uśmiechu. Jeszcze trochę i on będzie mój, pomyślała pocieszająco. Choć te słowa nawet jej nie pocieszyły. Była przygnębiona.
- Moja matka mówiła mi wiele rzeczy. Możemy to przetłumaczyć jeśli chcesz. W domu jest jej księga. Trzeba tylko...- zaczęła mówić, ale nagle w pokoju znów pojawił się Damon. Katherine przewróciła zirytowana oczami. Na co on posłał jej ten typowy dla niego arogancki uśmieszek- ją zabrać. Leży w salonie na półce.
- Okej, jasne wszystko pięknie. Tylko która z nas to zrobi?
- Zabrałabym ją z łatwością, ale on- podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo ukradkiem spoglądając na Damona, który jak zwykle stał i seksownie opierał się o ścianę.- ciągle jest w domu. Poza tym zadawałby masę pytań. I nie przestałby dopóki nie poznałby prawdy.
- No dobra, zajmę się tym.- odparła Katherine wzdychając. Każdy musi się poświęcać, pomyślała dumnie. Ty nigdy się nie poświęcałaś, nie żartuj sobie, usłyszała drwiący głos swojej podświadomości. Jesteś wredną, samolubną dziewczyną, która jest zapatrzona tylko w siebie. Katherine zaczęła przygryzać dolną wargę. Musiała przyznać, że nie potrafi oszukać nawet samej siebie. Jej własny umysł zadrwił z niej, wyśmiał ją. A ona, doskonale zdawała sobie sprawę, że ma rację. Jestem egoistką, dodała cicho.
- Wy dwie coś kombinujecie.- powiedział Damon przekonanym głosem.
- Tak. Właśnie planujemy twoją śmierć. Wolisz, żebym rozszarpała cię, a później rzuciła wilkom na pożarcie czy, żebym powoli i boleśnie sprowadziła cię na drugą stronę.- dokończyła przeczesując palcem po jego torsie.- Obie wersje są kuszące.
- Hm... Ciekawie, ale chyba nie skorzystam.- odparł udając, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Szkoda, odbierasz mi cała przyjemność.- powiedziała smutno Rebekah.
 - Okej, zaraz zmienię zdanie i po prostu wbije ci ten kołek w ten pusty łeb jeśli nie przymkniesz się choć na kilka sekund. Mam dość twojej głupiej paplaniny. Jeśli chcesz z kim gadać zajrzyj do psychologa.- wycedziła Katherine. Naprawdę była wściekła. Smutna, głodna, przygnębiona i cała obolała. W dodatku uporczywie pragnęła zobaczyć Stefana.
- Jesteście w moim domu, mam prawo zabrać głos.- powiedział Damon. On też przestał się już uśmiechać.
 - To bez znaczenia. Zawsze jest powód by pokazać ci gdzie twoje miejsce. 
- Myślę, że chodzi wam o Klausa. Tylko on jest na tyle nienormalny by ścigać ludzi do końca świata.- mówiąc ostatnie słowa z satysfakcją spojrzał na Katherine, która ze złości przygryzała wargi.
- Nie obchodzi mnie co myślisz. Zawsze uważałam cie za piąte koło u wozu. Nie wiem jaki jest sens twojego życia. Może i jesteś seksowny, ale nie jesteś dziełem sztuki. To chore.
- Mówi to samotna 1000-letnia pierwotna, która nadal nie potrafi znaleźć sobie chłopaka. Nie myślałaś nigdy, że coś w tym jest? No wiesz...
- O Boże Damon wyjdź! Nie chce nawet na ciebie patrzeć.- wrzasnęła Katherine.
- Stefan...










___________________________________________
W końcu jest 3 rozdział! Pisałam go już wczoraj wieczorem, ale zmęczenie wzięło górę. W każdym razie jest. Poprawiałam go tyle razy, bo ciagle pojawiły sie jakies błedy. Mam nadzieje, że spodoba Wam się :) W dodatku dziekuje za tyle komentarzy pod 2 rozdziałem. Naparwde sa motywujace :) Ciesze sie, ze ktos docenia moja prace ;* I przepraszam, ze dodaje nowy rozdział tak pozno. Mysle, ze nowy rozdział pojawi sie w przyszyłym tygodniu gdzies tak sroda-czwartek, bo musze zorganizowac przybory do szkoły ;/ Ech... Czy tylko mi te wakacje zleciały tak szybko? Porazka. Życze udanego ostatniego tygodnia wakacji :) Do zobaczenia ;*

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 2

- Stefan?- krzyknęła Caroline wchodząc do salonu. Rozejrzała się. Dom był pusty. A przynajmniej tak myślała.- Stefan jesteś tu?
***
Katherine odniosła wrażenie, że słyszy głos. Wytężyła słuch. Caroline, pomyślała zajadle. Podeszła do krzesła, oderwała kawałek drewna i kucnęła przy Stefanie. Patrzyła na niego uśmiechając się radośnie.
- Żegnaj Stefan.- odparła beznamiętnie i wbiła drewniany kołek w jego udo. Chłopak zdusił krzyk, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Katherine wstała. Wychodząc nawet na niego nie patrzyła.
***
- Stefan, to ty?- zapytała idąc w stronę głosu. Zza ściany wyłoniła się piękna postać. Caroline zlustrowała ją wzrokiem. Miała na sobie wysokie buty, ciemne spodnie idealnie ukazujące jej szczupłe nogi, fioletową bokserkę i czarna skórzaną kurtkę. Burza brązowych włosów lekko pofalowanych swobodnie opadała na ramiona. Jej zaróżowione usta uśmiechały się dumnie, a brązowe oczy spoglądały na nią z wyższością. Caroline poczuła zimny dreszcze. Jednak nie bała się, już nie. Nie kiedy chodziło o Stefana.- Katherine.- powiedziała pewnym głosem.
- Caroline, jak miło cię zobaczyć.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.- odparła podchodząc bliżej Katherine. Była zirytowana. Z całego serca nienawidziła Katherine. Teraz była niemal pewna, że ona ma coś wspólnego ze zniknięciem Stefana. I to wznieciło ogień jaki zapłoną w chwili gdy ją zobaczyła.- Gdzie jest Stefan?- zapytała gniewnie.
 - Zabiłam go.- powiedziała bezinteresownie. Caroline przewróciła oczami. Ta krótka wymiana zdań wydała jej się nudna i zupełnie zbędna. W dodatku była wściekła. Nie zamierzała czekać czy nawet błagać Katherine by udzieliła odpowiedzi kiedy może ją do tego zmusić.
-Gdzie jest Stefan?- wrzasnęła i w nadzwyczajny sposób, w jednej sekundzie przygwoździła ją do ściany zaciskając dłoń na szyi.- Gdzie jest Stefan!?- Katherine prychnęła. Czy mam konkurencje? Usłyszała swoją podświadomość. Nie, Katherine Pierce jest bezkonkurencyjna, poprawiła się szybko. Na jej twarzy mimowolnie zagościł dumny uśmiech.
-Tutaj.- Caroline obróciła się w stronę głosu. Stefan stał i opierał się o ścianę. Dziewczyna znów przeniosła wzrok na Katherine, która nadal nie straciła poczucia humoru. Była zdenerwowana. Choć pragnęła ją zabić, odpuściła tylko dlatego, że on tam był.- Zostaw ją, nie jest tego warta.- zgodnie z jego słowami puściła dziewczynę. Katherine jeszcze chwilę patrzyła na tę "szopkę" po czym znikła za drzwiami.
- Stefan... Martwiłam się.- powiedziała rzucając się na niego w desperackim uścisku.- Nie odbierałeś telefonu.- dodała nadal go obejmując. Stefan zaśmiał się cicho.
- Wszystko okej.
- Co ona tu robiła?- zapytała. Samo wspomnienie Katherine Pierce doprowadzało ją do szału.
- Też chciałbym to wiedzieć.- powiedział i usiadł na kanapie
- Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej.- odparła patrząc na niego.Stefan westchnął ciężko. Nie wiedział dlaczego tak bardzo przejął się słowami Katherine. Przecież to Katherine Pierce, ona zawsze kłamie. Choć w jednym miała rację. Nie wmówiła mu miłości. I kiedy przypomniał sobie owy bal założycieli, to jak wyznał jej miłość poczuł dziwny napływ gorąca.
-Yy.. Jest okej.- powiedział uśmiechnął się smutno. Caroline westchnęła. Od momentu gdy zaczęli rozmawiać wiedziała, że coś z nim nie tak.
- Stefan co się dzieje? Nie wmówisz mi, że jest okej kiedy widzę, że coś cie martwi.- zamilkła czekając aż coś powie. Stefan wstał i ruszył w kierunku okna.- To Katherine?- zapytała podnosząc głos- To Katherine znowu ci namieszała?
***
Zapadła noc. Niebo przesłaniały nieliczne chmury, jednak mimo to księżyc prezentował się znakomicie. Otaczany przez masę gwiazd wyglądał jak jasny punkt błyszczący na tle mroku, który ogarniał miasto. Podmuchy wiatru delikatnie potrząsały drzewami zakłócając nocną ciszę. Wydawało się, że wszystko co dotychczas żyło w tym mieście jest martwe.
Katherine z uwagą przyglądała się miastu. Wszystko było inne, nowe. Niegdyś stare, zniszczone domy dziś piękne, odrestaurowane budynki. Kilka drzew, które dawniej służyło ludziom za cichy zagajnik dla zakochanych dziś zamieniło się w cudowny, okazały park pełen miejsca dla każdego. Noc zdawała się ginąć w świetle latarni. Katherine kroczyła wzdłuż chodnika szukając czegoś w rodzaju baru. Była wykończona, spragniona, a co gorsza (przyznała to z żalem) samotna. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Choć czuła to od chwili gdy pierwszy raz opuściła Mystic Fals nadal nie rozumiała jak to możliwe. Od zawsze pragnęła uwagi, tego by wszyscy pożądali jej, pragnęli i służyli niczym kozły ofiarne. Była pewna siebie, uparta. Osiągała wszystko co zaplanowała. Brała od życie to co chciała jakby świat należał do niej. I nigdy nie przegrywała. Zawsze miała plan, który nigdy nie zawodził. Idealnie przygotowana na każdą okazję. Gotowa zabić. Po latach zniknęły nawet wszelkie zahamowania związane z zabójstwem drugiej osoby. Nie dbała o to. Była w stanie zabić każdego kto śmiał stanąć jej na drodze lub zwyczajnie robiła to dla przyjemności. Nie brudziła swoich rąk. Katherine nigdy nie zadręczała się zbędnymi pracami. Miała od tego ludzi gotowych zrobić wszystko by zadowolić panią. Przyzwyczaiła się do tego. Życie, choć skomplikowane stało się zwykłą grą. Grą na śmierć i życie. Pełną niebezpieczeństwa i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Grała by przetrwać, żyć. Jej życie pełne smutku i goryczy. Serce wypełnione pustką. Żyła tak długo, bo nie kochała nikogo. Nie musiała się o nic troszczyć, martwić. Nikt nie mógł jej zatrzymać, bo na niczym jej nie zależało. Traktowała wszystkich obojętnie, wzruszając ramionami gdy pytano czy zależy jej na kimś poza sobą. Przetrwała wiele lat, aż w końcu przywykłą do bycia bezwzględna, zimną suką. I wszyscy tak właśnie ją postrzegali. Jak osobę pozbawioną uczuć i zahamowań. Nie obchodziło ją to. Przecież kim są oni w porównaniu do mnie, myślała Katherine. Nikim. Bo nikt nie jest w stanie dorównać Katherine Pierce.
Jednak pewna dnia wszystko się zmieniło. W chwili gdy go poznała poczuła wielką radość i szczęście, które kolejno wypełniały jej serce. Niósł ze sobą ukojenie, spokój, którego nigdy nie czuła. To jak na nią patrzył, mówił. Czuła się potrzebna, kochana. Każde słowo wypełnione miłością. Jego głos przypominał jej letni powiew wiatru. A piękne zielone oczy wiosenną trawę. W dodatku idealnie wykrojone wargi, które na jej widok uśmiechały się ciepło. To wszystko... Kochała go. Naprawdę kochała go jak nikogo na świecie. Każdy centymetr jego ciała, wszystkie wady, zalety. Akceptowała go w całej okazałości.
Nawet wróciła tam, w miejsce gdzie umarł. By tylko zobaczyć go jeszcze raz. I obiecała, że wróci, że wszystko będzie w porządku.
 ***
- Caroline już późno, powinnaś wracać do domu.- powiedział spokojnie Stefan. Caroline wybałuszyła oczy w zdziwieniu. Nie wierzyła w to co słyszy. Była zaskoczona i jednocześnie wściekła.
- Wyrzucasz mnie?- zapytała idąc w jego stronę.
- Tego nie powiedziałem.- kiedy mówił nawet na nią nie patrzył. Caroline poczuła delikatne ukłucie w sercu. Ignorował ją. W dodatku bronił Katherine. Te dwie rzeczy były dla niej nie do przyjęcia.
- Do zobaczenia.- odparła cicho, prawie szeptem. Stefan skinął głową na znak, że słyszał.
Caroline niemalże wbiegła do samochodu. Już od dawna nikt nie potraktował jej tak źle. Czuła się okropnie. Przecież nie zrobiła nic złego. Martwiła się, tak po prostu zwyczajnie martwiła się o niego. Traktowała Stefana jak przyjaciela i nie rozumiała jak on mógł się tak zachować. To wszystko jeszcze bardziej spotęgowało nienawiść jaką czuła do Katherine Pierce. Zapragnęła zemsty. Z natury była miła. Jednak granice pomiędzy dobrem jakim darzyła otoczenie znikły.
***
Katherine po dłuższej chwili spacerowania w końcu znalazła jakiś bar. Był dość duży i pełen młodych ludzi. Kilka stolików nadal zajętych. Pomimo późnej pory ludzie wyglądali na wypoczętych i gotowych do zabawy. Katherine wolnym krokiem ruszyła w kierunku baru. Zorientowała się, że niektórzy zerkają na nią napalonym wzrokiem co przyprawiło ją o mdłości.
- O cześć Elena.- rzucił jakiś wysoki blond-włosy chłopak. Katherine obróciła się niechętnie w kierunku głosu. Na dźwięk słowa "Elena" dopadła  ją furia. Nienawidziła Eleny. Z całego serca życzyła jej najgorszego. Zabrała jej wszystko co kochała, wszystko co tak naprawdę było dla niej ważne. Odebrała szczęście na, które w pełni zasługiwała. Miała życie o jakim marzyła od zawsze. Elena Gilbert miała wszystko. Ale nawet to nie czyniło jej lepszej od Katherine. Uważała ją za beznadziejny sobowtór Petrovej, za coś co nie jest nawet warte jej uwagi.
- Nie jestem Elena.- powiedziała chłodno i odeszła nawet na niego nie patrząc.
Zajęła jedno z wolnych miejsc przy barze i zamówiła tequile. Rozejrzała się dookoła i spostrzegła, że po prawej siedzi... Damon. Zrobiła jeden, głęboki łyk i zajęła wolne miejsce.
- Tęskniłeś?- zapytała łagodnie patrząc w jego piękne, niebieskie oczy. Damon dopił bourbon  i spojrzał na nią drwiąco.
- Nie.
-Uznam to za tak.- powiedziała i radośnie się do niego uśmiechnęła.- Postawisz mi drinka?
- Może innym razem.- odparł i wstał z krzesła.- Do zobaczenia... Katherine.
Wal się, pomyślała zirytowana i zamówiła następną szklankę tequili. Ponownie została sama. Pomijając oczywiście grupkę pijanych nastolatków. Męczyło ją to. Akurat dziś miała chęć, ochotę na rozmowę z Damonem czy kogoś jego pokroju. No cóż.. zostałam sama, myślała pijąc już następną szklankę, właściwie to dobrze. Mogę do woli użalać się nad sobą. Tak właśnie.
- Tequile.- rzuciła beznamiętnie w stronę barmana. I dopiero wtedy zorientowała się, że owym barmanem jest Matt Donavan. Uśmiechnęła się w duchu i ponownie zwróciła się do niego- O Matty co ty tutaj robisz?
- Katherine...- powiedział podając jej pełną szklankę- Czego chcesz?- zapytał chłodno. Katherine przewróciła oczami. Następny, pomyślała oburzona.
- Tyle pytań tak mało odpowiedzi.- odparła robiąc kolejny łyk.
- Chcesz śmierci Eleny?- zapytał, a w oczach Katherine pojawiło się milion błysków.
- Blisko...- powiedziała uśmiechając się ciepło.
- Stefan i Damon nigdy ci na to nie pozwolą.- odparł pewnym głosem. Katherine spojrzała na niego wzrokiem mówiącym "Doprawdy?" i wysunęła dłoń ze szklanką w jego kierunku.
- Dla twojej wiadomości Stefan nie jest już z Eleną.- zbliżyła się do niego i zaczęła szeptać do ucha- Mogę wszystko. I nawet Stefan i Damon w niczym mi nie przeszkodzą.- kiedy skończyła delikatnie puściła jego koszulkę i z uśmiechem zabrała szklankę.
*minęła godzina*
- Pora zamykać.- rzucił Matt przechodzą obok Katherine.
- Jeszcze jedną kolejkę.- wymamrotała podając mu szklankę.
- Katherine jesteś pijana.- powiedział Matt śmiejąc się pod nosem.
- Matty proszę...- spojrzała na niego ciepłym wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie. Chłopak chwycił szklankę, którą od kilku sekund rozbawiona machała Katherine.- Nie zabiję cie.- powiedziała śmiejąc się.
- Dobrze wiedzieć.
Katherine ledwie zdołała się podnieść z krzesła. Czuła ogromne zawroty głowy. Przed oczami miała mgłę. Od dawna nie wypiła tak dużo. I przyznała to z wielkim zdziwieniem, przesadziła. Ruszyła chwiejnym krokiem w stronę wyjścia. Czuła na sobie wzrok Matta, ale zignorowała to. Potrafiła grać, udawać, że wszystko jest w porządku lub kompletnie ignorować. Była lepsza od ludzi, lepsza od każdego. Jestem idealnie, pomyślała dumnie, nikt nigdy mi nie dorówna. A już na pewno nie ten nędzny sobowtór Elena Gilbert, myślała idąc drogą.
Miasto tonęło w mroku. Było inaczej niż kilka godzin temu, gdy przechodziła tą samą drogą. Było strasznie, ponuro. Katherine odniosła wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Zaczęła się rozglądać jednak wszystko nikło w ciemnościach.  Przyśpieszyła, do hotelu było niewiele ponad 10 minut. Z każdą sekundą światło jakby gasło. Zimne powietrze pojawiło się znikąd. Chłodne podmuchy wiatru uderzały w jej twarz. Widziała mgłę, tak gęstą jak nigdy. Jednak nawet to nie przeraziło ją na tyle by zawrócić. To zwykła mgła, mówiła jej podświadomość. Może zanosi się na deszcz? Samo to pytanie rozbawiło ją na tyle, że miała ochotę wybuchnąć gorzkim śmiechem. Wytężyła wzrok i dostrzegła, że z mgły pojawia się coś na kształt człowieka. Odruchowo zwolniła. Z uwagą przyglądała się temu. To kobieta, usłyszała głos swojej podświadomości.
- Czarownica...- szepnęła do siebie. No to świetnie, pomyślała wściekle. Znów szła normalnie. Poruszała się z gracją, pewna siebie, tak jak zwykle robiła by ukazać swoją wyższość.
 Kiedy ją mijała kobieta patrzyła na nią zahipnotyzowanym wzrokiem.- Wariatka...- wyszeptała przewracając oczami. Jednak nagle, mimowolnie zatrzymała się. Spojrzała na kobietę, która teraz szeptała coś po łacinie. Rzuca zaklęcie, znów odezwał się jej instynkt. Katherine zaczęła przygryzać dolną wargę zastanawiając się o co chodzi. I kiedy ponownie obróciła się w stronę nieznajomej jej oczy poraziło światło. Tak wielkie, intensywne, że do oczu napłynęły łzy. Katherine dłonią przesłoniła powieki chcąc przechwycić kątem oka cokolwiek. Na próżno. Znów zaczęła iść w kierunku światła. I nagle, w jednej sekundzie coś odrzuciło ją tak mocno, że uniosła się w górę i upadła na drugi koniec drogi.



______________________________________________
A więc w końcu jest rozdział 2. Dziękuje wszystkim za miłe komentarze. To naprawdę świetne uczucie wiedzieć, że ktoś docenia twoją pracę. Nie spodziewałam się, że bedzię tak wiele pozytywnych komentarzy, za które bardzo dziękuje ;*. Pisałam ten rozdział chyba  3 dni hah. Myśle, że jest okej. Poza tym życzę wszystkim miłych i dłuuugich wakacji :) Bo u mnie wszystko zdaję się dążyć do 1 września ech.. To w takim razie do następnego. I dziękuje za miłe opinie ;) Przyjmuje kazda krytkę. Liczy sie wasze zdanie. Do następnego ;*





sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 1- Powrót


Katherine czuła się wspaniale. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest coraz bliżej osiągnięcia celu. Bo przecież ona zawsze ma to co pragnie. ZAWSZE. Tak więc pełna radości wtuliła się w ramiona Stefana i na jej twarzy pojawił się przelotny uśmiech. Katherine Pierce zawsze wygrywa, pomyślała dumnie.
- Miałem koszmar.- usłyszała głos Stefana, który wyrwał ją z przemyśleń. Czuła jak przeczesuje jej włosy dłonią. Było jej dobrze. Pomimo faktu, że nie osiągnęła pełnego zwycięstwa, czuła satysfakcje z tego, drobnego zagrania.W odpowiedzi kiwnęła tylko głową nie otwierając oczu.
Stefan rozejrzał się po pokoju nadal gładząc dłonią włosy dziewczyny. I nagle zdał sobie sprawę, że to nie Elena Gilbert leży obok niego. Jednym ruchem wstał i diametralnie odsunął od siebie Katherine.


- Katherine- wycedził dysząc. Dziewczyna z uśmiechem usiadła na łóżku. 

- Idzie mi coraz lepiej.- powiedziała uśmiechając się jeszcze bardziej.- Łatwo opanować twój umysł. Zapomniałeś kim jesteś?- mówiła podnosząc się z gracją z łóżka. Stefan rzucił jej gniewne spojrzenie i rzucił się na nią. Jednak ona była o wiele silniejsza. Odepchnęła go, a ten odbił się o stół, upadł, a wraz z nim kilka książek runęło na ziemię.- Znowu? Mogłabym cię rozszarpać i jednocześnie pomalować paznokcie. 
- Czego chcesz?- zapytał podnosząc się z ziemi. 
- Pragnęłam cię zobaczyć.- mówiła przecierając dłonią po stole.- Tęskniłam, bądź dla mnie miły.
- Po co wróciłaś?- zapytał przewracając lekceważąco oczami. Katherine zaczęła zmierzać w jego stronę. Spojrzała gdzieś w bok i wskazując na palcach odparła. 
- Z trzech powodów. Dla ciebie, ciebie i...- przez chwilę wyglądała jakby się zastanawiała analizując konkretny powód dla, którego się pojawiła.- ciebie.- dodała. Na jej twarzy pojawiło się przelotne zdziwienie, które szybko zastąpił radosny uśmiech.
- Nie mogę tego przełknąć.- powiedział i ręką wskazał na brzuch po czym odchrząknął zniesmaczony- Staje mi w gardle.
- Taka jest prawda. W twoim pięknym ciele- mówiła krążąc palcem po jego klatce, a Stefan podążał wzrokiem za każdym jej ruchem.- drzemie ten Stefan, który się we mnie zakochał.- kiedy zamilkła nadal patrzył jej w oczy.
Caroline nerwowo krążyło po pokoju. Już od kilku minut próbowała dodzwonić się do Stefana. Na próżno. Zastanawiała się dlaczego nie odbiera. Zwykle odpowiadał już po trzecim sygnale. Może coś się stało, pomyślała i nagle poczuła niepokój. To nie w jego stylu. Stefan nigdy jej nie ignoruje.
Spróbowała jeszcze raz. Nadal nic. Zirytowana chwyciła klucze i szybko zbiegała po schodach.
- Nie ładnie czytać cudzy pamiętnik.- powiedział Stefan wchodząc do salonu.
- Wiem, przepraszam. Nie mogłam się oprzeć. Musiałam poznać twoje myśli i uczucia.- odparła robiąc łyk krwi.
- Zapas Damona?- zapytał zabierając jej pamiętnik. Katherine uśmiechnęła się i usiadła na fotelu.
- Nie pijesz ludzkiej, czytałam. I jak zobaczyłeś wilkołaka. Musiałeś być zaskoczony.- mówiła kręcąc kosmykiem włosów wokół palca.

- Co o nich wiesz?- spytał siadając na kanapie.
- Lepiej ich nie głaskać.- odparła uśmiechając się szeroko.- Ukąszenie zabija. Podczas pełni trzeba ich unikać.- dodała i odkładając szklankę wstała.
- Skąd to wiesz?
- A kto stał za rzezią wampirów w 1864 roku?- zapytała spoglądając na niego znacząco.
- Rodziny założycieli.
- Pod przywództwem...
- Lockwoodów.- powiedział kiwając głową. Dopiero teraz wszystko stało się dla niego jasne. 
- Pamiętasz bal założycieli? Marzyłeś o nim.
- Towarzyszyłem ci.- powiedział i spojrzał na nią. W głowie pojawiły się wspomnienia, wszystkie chwile, uczucia jakich doznał w tamtym czasie. Starał się opanować, nie pokazywać żadnych słabości. Dlatego szybko odwrócił temat- Wszyscy Lockwoodowie są wilkołakami?
- Nosicielami genu wilkołactwa.- powiedziała, a Stefan znów zaczął analizować całą sytuację. 
- Ilu ich jest? Tylko Lockwoodowie?
- Nie. Są też inne. Niewielu praktycznie wyginęły. Żyją głównie w książkach i kiepskich filmach.- powiedziała nieco zażenowana, po czym odłożyła szklankę i wstała energicznie- 
Teraz ja pytam. Dlaczego to zatrzymałeś?- zapytała wskazują na tą starą fotografię. Stefan westchnął i spojrzał w dół.- Hm..? Dlaczego nie spaliłeś, nie podarłeś? Pytasz dlaczego wróciłam, a ty? Dla Eleny? Nie. Żeby znów się we mnie zakochać.- kątem oka zerkał na nią, jednak nie odważył się patrzeć dłużej niż sekundę. Poczuł drobne ukłucie. Nie rozumiał dlaczego. Przecież nienawidził Katherine Pierce. Nienawidził jej tak jak nikt inny. Jednak pomimo tego nie potrafił zrozumieć dlaczego zareagował tak, a nie inaczej.
Katherine patrzyła na niego z satysfakcją. Wiedziała, że jej słowa przywróciły wspomnienia, że Stefan poczuł ból dawnych wspomnień, że ponownie zalał go smutek. Jestem coraz bliżej, pomyślała zajadle.

 I nagle, w tej samej chwili Stefan wstał i znalazł się na wprost Katherine. Patrzył jej głęboko w oczy. Dziewczyna poczuła zimny dreszcz na plecach. Zamrugała gwałtownie powiekami wypuszczając powietrze z płuc. Stefan położył dłoń na jej policzku nadal nie odrywając od niej wzroku. Katherine czuła się zahipnotyzowana jego spojrzeniem. Nadal drżała. 
- Co jest w tobie takiego, że wciąż mi na tobie zależy?- spytał, a ona powoli zaczęła zbliżać się do niego. Musnęła jego wargi, a on nie odwzajemnił pocałunku. Zamiast tego dźgnął ją czymś co przypominało metalową strzykawkę wypełnioną werbeną. Katherine poczuła ból. W jej oczach widział przerażenie, strach, ból i rozczarowanie. Przez chwilę poczuł wyrzuty sumienia. Jednak odegnał wszystkie myśli tak szybko jak się pojawiły. Nie mógł żałować Katherine, a przede wszystkim nie chciał żałować Katherine. Schylił się i podniósł ją delikatnie po czym ruszył w stronę piwnicy. Posadził ją na drewnianym krześle i dokładnie przykuł nogi, dłonie. 
Katherine przyglądała się temu zdezorientowana.Nie mogła zrozumieć, że dała się tak łatwo omotać. Ale to Stefan, próbowała usprawiedliwić się. Jednak jej podświadomość ciągle powtarzała, że to błąd, że jeśli ktoś pozna twoją słabą stronę wykorzysta to przeciwko tobie. 
- Na czym stanęliśmy? Po co wróciłaś do Mystic Falss?
- Nie musiałeś tego robić...- wymamrotała rozglądając się po pomieszczeniu. Było małe. Ściany zbudowane z cegły. Nie było tu nic prócz krzesła na, którym siedziała i ogromnej góry piasku przed nią. Była ona i Stefan, który w tej chwili miał nad nią lekką przewagę. 
- Odpowiedz.- powiedział stanowczo, a Katherine tylko westchnęła.
-  Ze względu na ciebie. 
- Okej, zabawimy się zgodnie z moimi zasadami.- odszedł od niej w kierunku góry piasku za, którą rosła werbena. Zerwał jeden kwiat i dumnie zatrzymał się przed nią prezentując go w całej okazałości. Katherine ponownie zadrżała. Nie bała się go, no może trochę jednak nie zamierzała okazywać swojej słabości. Tylko wiedziała, że to zaboli. Kiedy zbliżał się w jej stronę zaparła się i całą swoją siłą próbowała odsunąć twarz jak najdalej mogła. Była bez szans. Trująca roślinka zaczęła parzyć jej zaróżowiony policzek. Katherine nie mogła powstrzymać krzyku. 
- Będziesz się znęcał nade mną?
- Aż wyznasz prawdę.
- Tamtego wieczoru na balu...- odparła lekko zachrypniętym głosem.
- Nie chce słuchać wspomnień.- powiedział Stefan, a Kat zorientowała się jak bardzo jest zdenerwowany.
- Przeciwnie, chcesz.- odparła. Katherine rozsiadła się wygodnie na krześle i zaczęła dokładnie opisywać owy bal założycieli. Stefan słuchał z uwagą cały czas przyglądając się dziewczynie. W końcu przerwał. 
- Czego chciał?- zapytał i wziął krzesło, które stało w kącie pokoju. Postawił je na wprost krzesła Katherine i czekał na odpowiedź.- Mamy czas. W końcu wyschniesz. Grób czeka. 
- Ciągle gadam, teraz twoja kolej. Będąc z Eleną wyobrażałeś sobie, że jesteś człowiekiem?
- Przy niej nie musiałem udawać.- powiedział cicho jakby pytanie Katherine sprawiło mu ból. W końcu od jakiegoś czasu nie łączy go już nic z Eleną Gilbert. Jedynie przyjaźń, która powoli znika. To było niedoniesienia. Zrozumiał, że Katherine znalazła następny jego słaby punkt. Właściwie znała go wystarczająco dobrze. Nie musiała nawet niczego szukać. 
- Wiedziała, że mnie kochasz?
- Nie kocham.- powiedział i wstał po czym oparł się o ścianę.
- I tu się mylisz.- powiedziała przełykając ślinę.- Ale dalej, znęcaj się. Sącz krew z mojego ciała aż przemieni się w proch, ale to nie zmieni prawdy. Nie wmówiłam ci miłości. Była prawdziwa. Jak moja.- zamilkła, a przez cały ten czas chłopak nie odrywał od niej wzroku. W głębi duszy Katherine czuła, wiedziała, że zawsze będzie kochała Stefana. Zawsze był tylko on. A Damon? To tylko zabawka, podpowiadała jej podświadomość. Zrobiła to tylko dlatego, że był seksowny i w pewien sposób ją zauroczył. To jak jednorazowa przygoda. W rzeczywistości nigdy nie kochała Damona Salvatore.- Prawda musi robić wrażenie.- odezwała się po dłuższej chwili ciszy.
- Pamiętam jak mnie hipnotyzowałaś.- odparł zamyślony. Oparty o ścianę, siedział patrząc w dół. Był smutny. Katherine doskonale czuła jego ból. 
- Dopiero kiedy dowiedziałeś się kim jesteś.- powiedziała spoglądając na niego. Jednak on wciąż patrzył w dół, ignorując jej słowa.- Bałeś się.- dodała jakby na swoją obronę.
- Cokolwiek wtedy czułem przemieniło się w nienawiść. 
- Miłość niewiele dzieli od nienawiści. Zaczekam.- ponownie zapanowała cisza. Katherine myślała nad tym wszystkim, nad uczuciem jakim go darzyła. Kiedyś, zaraz gdy uwolniła się z kościoła obiecała sobie, że go odzyska, że już zawsze będą razem. Zamierzała osiągnąć cel. Choćby miało ją to zabić. Wiedziała, że z powrotem odzyska Stefana Salvatore.- Jonathan Lockwood wykorzystał wampiry, żeby zatrzeć ślady swoich interesów. Powiedział o nas rodziną założycieli. Chciał zawrzeć układ. 
- Jaki?
- Miał uwolnić miasto od wampirów. 
- Wiedziałaś, że spalą wampiry.- odparł i na powrót usiadł na krześle.
- Sama podłożyłam ogień.- powiedziała spokojnie.
- To byli twoi przyjaciele, rodzina, a ty ich sprzedałaś.
- Bez wahania.
- Poszliśmy po ciebie. Próbowaliśmy cię ratować.- mówił zakłopotany.- Więc nasza śmierć była bezsensowna. 
- Umarliście za miłość.- Stefan pokręcił głową i wstał z krzesła. Zaczął krążyć w koło po pokoju. 
- Powiesz po co wróciłaś?- zapytał zatrzymując się na przeciw niej. Dziewczyna miała nie przenikniony wyraz twarzy. 
- Nie słyszałeś? Udzieliłam pięć odpowiedzi.
- Czekam na szóstą. 
- Wiem czego chce i to dostane. Lista moich ofiar jest długa. Bez żalu dopisze jeszcze jedno imię.- wycedziła poirytowana. Na samą myśl o Elenie Gilbert robiło jej się niedobrze. 
- Gdybyś pragnęła śmierci Eleny już dawno byś ją zabiła. 
- Jeszcze mogę. Jeśli trzeba wyrwę jej serce.- jednak w jednej sekundzie Stefan podchodzi do niej z osinowym kołkiem w ręku i wymierza go wprost na twarz dziewczyny. Jednak nie potrafi tego zrobić. Coś nadal go hamuje. Tylko stał i gniewnie patrzył w jej stronę.- Przeceniłeś swoją nienawiść. Nie spotkasz się więcej z Eleną.- mówiła wściekła.- Usuń ją ze swojego życia, bo inaczej na twoich oczach zabije wszystkich, których kochasz.- Stefan ponownie chwycił kołek i wymierzył w to samo miejsce co chwilę temu.- A potem ją na twoich.- i nagle wstała. Rozerwała łańcuchy i odepchnęła Stefana, który uderzył o ścianę.- Najpierw zabiję ciebie. Codziennie od 145 lat piję napar z werbeny. Nie pozwolę się znowu zaskoczyć. Nie bolało... Mówiłam, tęskniłam z tobą, chcę spędzić z tobą trochę czasu.
__________________________________________
Po 3h pisania w końcu jest. Zbierałam się długo by go napisać. Cały dialog to 2x04 z TVD. Postanowiłam zacząć od tego momentu. Chciałam pisać dalej, ale jestem już tak zmęczona. Więc jutro, a raczej za kilka godzin pojawi się rozdział 2. Dobranoc wszystkim :)
czytasz=komentujesz