Szukaj...

sobota, 20 września 2014

Rozdział 5

Ciepłe promienie słońca wpadały wprost na łóżko. Rebekah obudziła się kilka minut temu. Jednak nie
zamierzała przerwać tej sielanki. Czuła się tak dobrze. Wspomnienie wczorajszej nocy, te namiętne chwile, które spędziła w ramionach Damona, jego gorące pocałunki... To wszystko było jak piękny sen. Nigdy nie myślała, że kiedyś to powie, ale tak bardzo zazdrości dziewczynie, która w przyszłości zamieszka w jego sercu. Tą dziewczyną jest Elena Gilbert, usłyszała swoją podświadomość. Rebekah przewróciła oczami i odruchowo przysunęła się w stronę Damona, który zaraz mocno ją objął. Była zaskoczona, ale w pozytywny sposób. Wtuliła się w jego tors i wszystkie złe myśli zniknęły.
***
 Katherine od kilku godzin snuła się po mieście. Nudziła się ciągłym patrzeniem na ludzi, na ich szczęście. Wszyscy uśmiechnięci, pogodni. Nie rozumiała tego. Bo co może być tak fascynującego? Cieszą, bo co? Bo dziś piątek? Bo za kilka godzin będzie weekend? Przewróciła zażenowana oczami i weszła do Grilla.
Już po sekundzie zorientowała się, że w środku aż roi się od nadprzyrodzonych stworzeń.
 Przy jednym ze stolików dostrzegła Caroline i... Stefana. Dalej, przy barze siedział Klaus i Elijah. Katherine zadrżała. To nie Klausa ją przeraził. W oddali, jakby kompletnie odsunięta od gromady szczęśliwych ludzi spostrzegła kobietę. Tę samą, którą widziała ubiegłej nocy. Stała w kącie ściany i otwarcie przyglądała się Katherine.

A ona przystanęła jakby sparaliżowana. Miała chęć uciec stąd daleko, ale nie mogła. Nie chciała tego zrobić. Bo to oznacza klęskę, a takowej nie może ponieść po raz kolejny. Już wczoraj zrobiła wielką scenę ratując Stefana. Pokazała swój strach, a przy tym przekonała się jak bardzo kocha Stefana Salvatore. To uczucie płonie w niej jak ogień. Jest tak silne, że nie sposób tak po prostu przestać. Katherine czuła niepokój. Niebezpieczeństwo otaczało ją z każdej strony. Ale nie martwiła się o siebie. Bała się o chłopaka, który siedział w środkowym stoliku uśmiechając się do Caroline. Chłopaka, dla którego zaryzykowałaby życie. Nigdy dotąd nie myślała, że miłość może być tak silna. Nie myślała, że to właśnie ona popycha ludzi do tych wszystkich głupstw. A teraz... Kiedy właśnie zrozumiała to wszystko, czuje się jak człowiek. Tak bezsilna i głupia. Westchnęła i zwróciła się do barmana, którym okazał się  Matt Donavan.
- Tequile proszę.- odparła zerkając na Stefana, który chyba ją zobaczył.
- Katherine?- zapytał Matt, a ona zrobiła pytającą minę.- Co się tu dzieje?- zaczął szeptać- Czemu są tu pierwotni?- Katherine chwyciła od niego szklankę tequili i zrobiła spory łyk.
- Zwróć uwagę, że dziś piątek, a to jest bar.- powiedziała posyłając mu kpiący uśmiech. Czy ci ludzie są naprawdę tak głupi, myślała. Nie każdego dnia Klaus jest takim despotą. Choć widok Elijah w takim miejscu nieco ją zdziwił. On  nie pasował do tego obskurnego baru pełnego pijanych ludzi. Ale pomimo tego nie zamierzała zaprzątać sobie głowy bandą pierwotnych, którzy przyszli świętować piątek.
- Nie wydaje ci się to dziwne?- zapytał, a jego głos coraz bardziej zniżał się do szeptu, ledwie słyszalnego dla innych.- Ten gość w garniaku raczej tu nie pasuje.- dodał zerkając w ich kierunku. Barman też to zauważył, usłyszała swoją podświadomość. Katherine poczuła falę złości.
- Dlaczego mi to mówisz?- zapytała patrząc na niego gniewnie- Sądzisz, że nagle stałam się dobra? Nie jestem Elena Gilbert, nie mam zamiaru zbawić całego świata. Fakt, powiedziałam, że cię nie zabije, ale powoli zaczynam tego żałować. Więc albo się zamkniesz i zajmiesz swoją głupią robotą albo sprawię, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz.- kiedy spojrzała na Matta widziała w jego oczach strach. I nawet zrobiło jej się go trochę żal, ale postanowiła to zignorować. Nie może martwić się każdym. Może i miał rację, ale co z tego? Kogo to obchodzi? Katherine wiedziała, że lepiej nie mieszać się w sprawy pierwotnych. 
- Bo jako jedyny sądziłem, że jednak się zmieniłaś.- odparł i odszedł. Katherine zrobiła następny łyk i westchnęła ciężko. Dlaczego poczuła wyrzuty sumienia? Czuła się coraz gorzej. Nie chciała przejmować się losem kogoś tak prostego i nijakiego jak Matt Donavan. Ale to właśnie on jako jedyny w ciebie wierzył, usłyszała wzburzony głos podświadomości. Teraz czuła się fatalnie. Nie wiedziała dlaczego o tym myśli. Jestem Katherine Pierce, nie obchodzi mnie nic poza własnym szczęściem. Powtarzała to jak mantrę, byle tylko przestać użalać się nad światem. Udało się. Kiedy wstała czuła przypływ radości. Wróciłam, pomyślała Katherine Pierce jest niezmienna.
Chciała już iść, ale coś ją podkusiło i udała się wprost do łazienki. Nie była duży, zwyczajnie mała toaleta z dwoma kabinami i małym kranem nad, którym wisiało ogromne lustro. Kiedy w nie spojrzała na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.
- Jestem piękna.- powiedziała radośnie poprawiając włosy.- Młoda i nieśmiertelna.- dodała mrużąc oczy.
Obróciła się i wtedy ją dostrzegła. Kobietę, którą widziała kilka minut temu w barze. Po jej plecach przeszedł zimny dreszcz. Niepokój wrócił, ale nie zamierzała pokazać strachu. Zamiast tego zlustrowała kobietę wzrokiem. Była dość wysoka, wyższa od Katherine o kilka centymetrów. Miała około 40-45 lat. Długie, lekko pofalowane czarne włosy i ciemne oczy. Uśmiechnięte usta, które raziły krwistą czerwienią. Katherine poczuła się urażona. Ale zamiast tego dłonią przeczesała włosy i spojrzała na nią z wyższością.
- Jestem Katherine.- powiedziała. Cały ten czas nie odrywała od niej wzroku, wiercąc w jej oczach dziurę. Była zdenerwowana. Czarownica okazała się bardzo piękną kobieta.
- Wiem kim jesteś.- odparła uśmiechając się zajadle.
- Doprawdy? Nie przypominam sobie bym kiedyś cię widziała.- powiedziała chłodnym głosem.- Uwierz, jestem na tym świecie dość długo.
- Owszem, jeszcze nigdy oficjalnie się nie poznałyśmy. Pora to zmienić.
- To nie jest chyba konieczne. Znam wiele szalonych czarownic.- odparła śmiejąc się cicho.
- Na twoim miejscu nie igrałabym z ogniem.
- Coś jeszcze? Nie mam całego dnia, a ta rozmowa mnie nudzi.- kiedy to powiedziała na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech.
- Owszem. Wbrew tego co sobie myślisz wiem o tobie wszystko. Wiem o czym teraz myślisz, co czujesz. Potrafię przewidzieć każdy twój ruch.- Katherine uważnie słuchała tego co mówi. Starała się ukryć wszystkie lęki i strach jaki powoli ogarniał jej umysł. Aż nagle przypominała sobie, że w barze nadal jest Stefan. Dopiero w tej chwili poczuła prawdziwy niepokój.- Zabiję go.
 - Czego chcesz? - zapytała chłodno.
- Klausa.- odparła zdecydowanym głosem.
- Wybacz, ale już dawno przestałam bawić się z pierwotnymi.- powiedziała i zwróciła się w kierunku wyjścia. I nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Katherine uśmiechnęła się i jednym ruchem odrzuciła ją w ścianę.- Żegnaj.- dodała i zniknęła za drzwiami.

______________________________________
Przepraszam, przepraszam, że tak późno! Ale ta szkoła po prostu tak mnie męczy. Jejku nie miałam kompletnie czasu na nic. Porażka max! Ale specjalne przeprosiny dla Pauliny która ponagliła mnie w komentarzach ;* Dzięki za motywację. Postaram się już nigdy tak długo nie zwlekać z rozdziałem. Myśle, że ten nie jest najgorszy ;) Dzięki za komentarze i motywację ;* Do zobaczenia ;*