- Jadę do Caroline.- powiedział zdecydowanym głosem wyraźnie ignorując przy tym obecność dwóch piękności.
- To super. Może zabierzesz jedną z nich?- zapytał Damon, a dziewczyny spiorunowały go wzrokiem na co on posłał im ten typowy arogancki uśmieszek.
- Raczej nie.- odparł podchodząc do stolika z alkoholem.- To twoje ulubione zajęcie.- mówiąc to zapełniał szklankę burbonem. Katherine przewróciła oczami. Poczuła się urażona. On mówił o niej jak o rzeczy, przedmiocie, który można wykorzystać. Jednak zignorowała to tylko dlatego, że powiedział to Stefan. Co się z tobą dzieje, usłyszała przerażony głos podświadomości. Jesteś Katherine Pierce, pamiętaj o tym!- Dziś są twoje.- dodał robiąc łyk alkoholu. Katherine czuła, że wewnętrzny spokój powoli ją opuszcza. Jednak ostatkiem sił przywoływała jego ciepły uśmiech.
- Dobre sobie.- odezwała się w końcu Rebekah. Była nie tyle co zła, ale rozbawiona. Ta rozmowa przypominała jej codzienną wymianę zdań z Klausem.- Ale powiedziałeś, że jedziesz do Caroline, tak? To dlaczego nadal tu jesteś?- zapytała podchodząc do niego wolno.
- Wiesz... Od chwili gdy tu jestem dręczy mnie jedno pytanie. Co wy dwie tu robicie?
- Trafna uwaga.- wtrącił się Damon dopijając już chyba 3 szklankę burbonu.
- Mówiłam ci, zamknij się!- wrzasnęła Katherine i w jednej sekundzie wszyscy przenieśli na nią wzrok. A ona tylko uśmiechnęła się dumnie. Jak zwykle w centrum uwagi, usłyszała głos podświadomości.
- Co?- Katherine przewróciła oczami. Była coraz bardziej wściekła, ale uporczywie przywoływała delikatny, ledwie widoczny uśmiech Stefana.
- Jesteś zbyt ciekawy.- powiedziała Rebekah posyłając mu uśmiech.- To może cię wiele kosztować.- dodała, a w jej oczach pojawiła się żądza mordu. Miała naprawdę dosyć użerania się z facetami. Byli zbyt ciekawi, głupi, a co gorsza przystojni. Jak Damon, pomyślała. Jest seksowny, ale głupi.
- Zabijesz mnie?- zapytał łagodnie. Katherine momentalnie spojrzała na Stefana, który wyglądał nadzwyczaj poważnie. W jej głowie pojawiła się panika. I strach. Te dwa uczucia opanowały jej umysł. Zapomniała o Damonie, księdze i innych sprawach. Widziała tylko Stefana i mierzącą go wzrokiem Rebekę. Od wieków nie bała się tak bardzo o kogoś innego poza sobą.
- Z wielką przyjemnością.- powiedziała. I nagle wszystko potoczyło się tak szybko. W jednej sekundzie Rebekah ruszyła w kierunku drewnianego krzesła, oderwała kawałek, który wyglądał jak idealnie wyostrzony kołek i przygwoździła Stefana do ściany. Nad jego głową, dokładnie kilka centymetrów od twarzy trzymała kołek. Stefan patrzył zdezorientowany to na Rebekę, to na Damona aż jego wzrok zatrzymał się na Katherine. Spojrzał jej głęboko w oczy i zobaczył w nich... Strach, przerażenie.- Chcesz coś jeszcze powiedzieć?- zapytała rozbawiona. Katherine poczuła nagłą falę złości. Nie mogła zrozumieć co się z nią dzieje. Jestem Katherine Pierce, tak? Powinnam to zignorować, tak? W jej głowie pojawiło się tyle myśli, a wszystkie sprowadzały się do jednej. Stefan Salvatore.
- Niee!- wrzasnęła i w nadzwyczajnym tempie znalazła się tuż obok Rebeki. Złapała ją i odrzuciła na drugi koniec pokoju, prosto na regał pełen książek. Kilka z nich, na skutek upadku spadło i uderzyło wprost na Rebekę, która otumania próbowała się podnieść. Katherine spojrzała na Stefana, który patrzył na nią pełen zdziwienia. I dopiero teraz dotarło do niej co tak naprawdę. To źle... Przegrałam... Naprawdę to zrobiłam. Uratowałam go... myślała załamana. Kiedy znów na niego spojrzała jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Katherine poczuła jak jej serce łamie się na kawałki. Nie mogła tego znieść. Chwilę później zniknęła za drzwiami. Stefan wypuścił powietrze z płuc.
- Katherine Pierce właśnie uratowała ci życie.- powiedział Damon z uznaniem.- Myślisz, że zrobiła to dlatego, że nadal cię kocha czy po prostu to część jej "szatańskie planu"?- zapytał, a ostatnie dwa słowa wypowiedział z wyraźnym rozbawieniem w głosie.
- Naprawdę to niej mój problem.- odparł cicho.- Lepiej zajmij się rozwścieczoną pierwotną.
- Dlaczego wszystko co najgorsze zawsze przytrafia się akurat mi?- zapytał znudzonym głosem Damon.
- Bo tylko ciebie nie zabije.- powiedział i wolnym krokiem zmierzał w stronę drzwi.
- Zabawne, bo wszystkie kobiety, z którymi spałem zawsze wolały ciebie.- odparł robiąc łyk bourbonu.
- Może coś w tym jest.- rzucił Stefan po czym zniknął za drzwiami.
***
Katherine biegła, gdzieś w głąb lasu, z dala od ludzi. Chciała uciec przed sobą, przed uczuciem jakim go darzyła. Ale nie mogła. Wspomnienie jego zielonych oczu nie dawało jej spokoju. Jeszcze gorsze było jego spojrzenie. Obojętne, chłodne... Pełne nienawiści i obrzydzenia. W głowie Katherine pojawiła się myśl: gdyby wzrok mógł zabijać. I to zabolało ją najbardziej. Czy aż tak mnie nienawidzi, zadawała sobie to pytanie chyba po raz setny. Tak. Nienawidzi cię najbardziej ze wszystkich. I nigdy więcej nie pokocha. Własna podświadomość sprowadziła ją na dno. W końcu zatrzymała się. Zmęczona oparła się o drzewo.
- Nie zasługuję na bycie kochaną.- wymamrotała i osunęła się na ziemię.- Jestem żałosna.
***
Damon właśnie kończył ostatnią butelkę burbonu kiedy usłyszał jakiś szelest. W mgnieniu oka zorientował się, że owe hałasy wydaję Rebekah dlatego zignorował to i wrócił do wolnego sączenia alkoholu.
- Nawet mi nie pomożesz, nie?- zapytała Rebekah odgarniając książki na bok.
- Sama radzisz sobie doskonale.- odparł posyłając jej drwiący uśmieszek na co ona przewróciła oczami.- W dodatku lubię patrzeć jak jesteś na dole. - dodał śmiejąc się cicho. Rebekah chwyciła jedną z książek i rzuciła w Damona.
- Zabawne. Ile dziś wypiłeś?- zapytała powoli podnosząc się.
- Tylko tyle...- wymamrotał, a Rebekah wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś pijany.
- A ty wściekła. I do tego seksowna- powiedział nalewając dosłownie ostanie krople burbonu do szklanki.
- Nie wysilaj się. Lepiej od razu powiedz, że chcesz mnie przelecieć.- odparła zabierając z jego ręki szklankę.Damon spojrzał na nią, a jego niebieskie oczy poraziły ją swoim magnetyzmem.
- Seks z pierwotną to czysta przyjemność.- powiedział z uśmiechem. Sekundę później ich usta były już złączone.
- Jak zwykle... taki aroogancki.- wykrztusiła z siebie.
- Oszczędziłem zbędnych komplementów tak, jak sobie zażyczyłaś.- odparł i nawet gdy się całowali Rebekah potrafiła wyobrazić sobie jego drwiący uśmieszek.
- I tak nie wiedziałbyś co dalej mówić.
- Masz rację. Trudno opisać cię kilkoma słowami.- Rebekah posłała mu przelotny uśmiech po czym jednym ruchem przygwoździła do ściany.
***
Katherine próbowała się uspokoić. To wszytko zmęczyło ją. Dopiero czując głód jej umysł powoli oczyszczał się z tych wszystkich przygnębiających myśli. Ale to nie koniec, myślała. Jestem Katherine Pierce zawsze dostaję to czego pragnę. Nic i nikt nigdy mnie nie powstrzyma. Zdobędę go. Choćby miało mnie to zabić Stefan Salvatore będzie mój. Po chwili wstała dumnie i dłońmi poprawiła swoje ubranie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystko znacznie się skomplikowało. Zwłaszcza, że jej dzisiejszy "pokaz" był idealną prezentacją własnych słabości. Ta myśl nieco ją zasmuciła jednak nie dawała za wygraną. Nawet ty masz słaby punkt, usłyszała cichy głosik podświadomości. Jednak nie ma sytuacji bez wyjścia, pomyślała dumnie. Pokaże im co jest naprawdę szalone. Zniszczę wszystko co stanie na mojej drodze. Pokaże im, że nie warto ze mną zadzierać. Udowodnię, że Stefan Salvatore nic dla mnie nie znaczy. Będę obojętna i bezwzględna. Będę sobą.
- Jestem Katherine Pierce. Ja nigdy nie przegrywam.
______________________________
W końcu jest! Niestety tak późno, ponieważ nie miałam przez kilka dni internetu i brakło mi czasu z powodu ciągłe biegania od sklepu do sklepu za zeszytami do szkoły. Ech... Właśnie dziś niedziela. Jejku nie wierze, że jutro trzeba iść do szkoły. To jakiś koszmar! Boże... Za co? Myśle, że sam rozdział nie jest najgorszy, nawet okej. Następne rozdziały postaram się dodawać raz w tygodniu. Nie wiem jak to będzie w roku szkolnym, ale na pewno będę prowadziła bloga ;) Życze miłej i dłuuuuuuuuugiej niekończącej się niedzieli. Dziękuje za komentarze :) Do następnego ;*